sobota, 28 stycznia 2012

Rozdział drugi

Lot trwał około godzinę. Już po samym wyjściu z lotniska spodobał my się Londyn. Było tam zupełnie inaczej niż w Polsce, jakoś tak ładniej. Złapałyśmy taksówkę i podałyśmy kierowcy adres domu, w którym miałyśmy zamieszkać. Gdy byłyśmy na miejscu, starsza pani, która wynajęła nam to miejsce, powitała nas i oprowadziła po swojej posiadłości. Były tam dwie sypialnie, kuchnia, salon i jedna, dość duża, łazienka. Później właścicielka podała nam swój numer pod którym miałyśmy zadzwonić w razie jakichkolwiek pytań i wyszła. Ja i Weronika rozdzieliłyśmy między sobą pokoje i każda poszła do swojego, żeby się rozpakować. Ściany w moim były błękitne. Prawie takie same jak w moim starym pokoju, co bardzo mnie ucieszyło, że mimo iż jestem tysiące kilometrów od swojego mojego pokoju w tym mogę się poczuć jakbym nadal była w domu. Otworzyłam walizki i zaczęłam przekładać ubrania do drewnianej szafy, stojącej nie daleko drzwi. Po chwili przyszła Weronika, która prawdopodobnie już skończyła się wypakowywać, i pomogła mi wieszać rzeczy na wieszakach. Nie długo po tym przyjechała ciężarówka z naszymi rzeczami i do 18 urządzałyśmy się w nowym domu.
Około 20 stwierdziłyśmy, że bez sensu, żebyśmy cały czas siedziały w tych czterech ścianach i postanowiłyśmy przejść się do jakiś klubów, a przy okazji poznać trochę miasto. Kiedy już przebrałyśmy się, umalowałyśmy i zrobiłyśmy sobie włosy byłyśmy gotowe do wyjścia. Mieszkałyśmy prawie na przedmieściach, więc o pójściu pieszo i to jeszcze w butach, które miałyśmy na sobie, nie było nawet mowy. Zamówiłyśmy taksówkę, która zatrzymała się nie daleko jednego z klubów, który od razu przykuł naszą uwagę. Kolejka była dość długa, ale gdyby nie kilku chłopaków, którzy nas przepuścili, pewnie czekałybyśmy kilka godzin.
W środku było, prawie jak w każdym klubie, w którym byłam. Wielki parkiet, a pod ścianą rozciągał się bar, niedaleko niego znajdowała się niewielka scena, na której grał DJ.  Wszystko to oświetlały światła neonów, a w niektórych miejscach panował półmrok.
Pierwsze kilka piosenek przetańczyłyśmy ze sobą, następne z jakimś przypadkowymi chłopakami. W pewnym momencie pociągnęłam przyjaciółkę w stronę baru. Usiadłyśmy na wysokich stołkach i zamówiłyśmy po drinku, kiedy przy Weronice usiadł jakiś koleś, a przy nim jego kumpel. Nie za dobrze widziałam ich twarze w tym świetle, ale mimo to skądś ich kojarzyłam. Coś tam zaczął mówić do mojej przyjaciółki, chyba prosił ją do tańca. Zgodziła się i poszli razem na parkiet, a ja zostałam sam na sam z jego przyjacielem. Po chwili pochylił się nade mną i spytał się czy może nie chciałabym z nim zatańczyć. W tym momencie dokładniej przyjrzałam się jego twarzy i aż oniemiałam. Harry Styles. Nie czekając ani chwili dłużej wstałam i pociągnęłam go za rękę w stronę parkietu. Szczerze mówiąc całkiem dobrze tańczył, przez co coraz bardziej było mi wstyd, bo ja tańczyć nie umiałam. Ale mimo wszystko naprawdę dobrze się bawiłam. W pewnym momencie pociągnął mnie w stronę stolików, przy których siedziało, rozmawiając i odpoczywając, kilka osób. Zajęliśmy wolne miejsca.
- Jestem Harry. – powiedział miło się uśmiechając.
- Tak, wiem. – odwzajemniłam mu się tym samym.
- Znasz mnie? – był najwyraźniej trochę zaskoczony.
- Tak, znam One Direction.
- I jesteś fanką?
- Można tak powiedzieć.
Przez chwilę żadne z nas nic nie mówiło. Harry patrzył się teraz na tańczących niedaleko nas ludzi. Miałam wrażenie, że, w pewnym sensie, posmutniał przez to co powiedziałam.
- A mogłabym się ciebie o coś spytać?
- Pewnie chciałabyś wiedzieć, czy te plotki o mnie i Caroline to prawda. – powiedział, nawet na mnie nie patrząc. W jego głosie wyraźnie było słychać rozdrażnienie.
- Nie. - mimo, że to było pytanie, które gnębiło mnie od dłuższego czasu, to nie chciałam się o to zapytać.
- Na pewno chciałaś, każdy chce. Nie, to kłamstwo. To nawet byłoby niemożliwe. Wychodziłem z imprezy, bo bolała mnie głowa, ona w tym momencie przyjechała i poprosiła, żebyśmy zrobili sobie zdjęcie.  Później od razu pojechałem do domu. Ale ludzie i tak myślą, że mam romans z o piętnaście lat starszą kobietą. Ty też tak sądziłaś, prawda? – w tym momencie był już zły. – Przepraszam, ale muszę już iść. – wstał, a za chwilę zniknął w tłumie ludzi.
Byłam w szoku. Po prostu nie mogłam uwierzyć, że się tak zachował. W jego głosie słychać było taką złość, taką .. wrogość. Ja przecież nawet nie chciałam poruszać tego tematu, tylko normalnie porozmawiać. Sam fakt, że go dziś spotkałam, że spędziłam z nim trochę czasu, było dla mnie i tak czymś niezwykłym, ale gdybym wiedziała jak ten wieczór się skończy, nawet bym tu nie przyjeżdżała. Czułam, że w oczach pojawiły się łzy, które szybko otarłam. Chciałam z stąd jak najszybciej wyjść. Poszłam szukać Weroniki, ale jej nigdzie nie było. Przeszukałam ten klub z dłuż i w szerz, ale nie mogłam jej znaleźć. Pewnie już wyszła. Pokierowałam się w stronę wyjścia, a będąc na zewnątrz uderzyła mnie fala świeżego powietrza i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak tam było gorąco. Do domu poszłam pieszo, mimo, że nie było mi to na rękę, ale chciałam sobie przemyśleć cały ten dzień.
* z perspektywy Weroniki *
Już po tym jak się do nas dosiadł, poznałam kto to jest. Louis Tomlinson, który na dodatek chciał ze mną zatańczyć. Trochę głupio było mi zostawiać Lenę samą, ale wiedziałam, że na pewno sobie poradzi i nie będzie miała mi tego za złe, jak jej wszystko opowiem po powrocie do domu.
Naprawdę świetnie się z nim bawiłam. Po jakimś czasie spytał się czy może chciałabym się gdzieś przejść. Zgodziłam się i wyszliśmy tylnym wyjściem.
- To gdzie najpierw idziemy?
- Może przejdziemy się kilkoma uliczkami, a ja w między czasie się czegoś o tobie dowiem? – przytaknęłam.
Lou zadawał mi różne pytania. Niektóre wymagały większego zastanowienia, np. Jak sądzisz, co by było, gdyby króliki nauczyłyby się używać broni laserowej? Rozmawiając z nim, mój humor jeszcze bardziej się poprawił, o ile było to w ogóle możliwe. On za to stwierdził, że bardzo mu się podoba mój akcent. Po godzinnym spacerze, zabrał mnie na plac, na którym było widać Big Bena w całej okazałości. Nocą wyglądał jeszcze lepiej niż za dnia.
- A teraz zabiorę cię w moje ulubione miejsce.
Weszliśmy na ścieżkę prowadzącą do parku, ale to jednak nie tam szliśmy. Po kilku minutach byliśmy przy drewniane ławce, stojącej z daleka od wszystkiego i wszystkich. Usiedliśmy na niej i dopiero teraz zobaczyłam, dlaczego Louis tak bardzo lubił te miejsce. Stąd był naprawdę piękny widok na całe miasto. Nie mogłam się na niego napatrzeć.
W pewnej chwili przysunął się do mnie i nieśmiało złapał mnie za rękę. Czułam, że się rumienię i położyłam mu głowę na ramieniu. Przez chwilę nie mówiliśmy nic, tylko siedzieliśmy w ciszy.
Nawet nie wiedziałam, która jest godzina. Zgadywałam, że już dość późno, bo zaczęłam się robić senna. Najchętniej zasnęłabym z głową na jego ramieniu, ale jakoś się bałam, że jeśli zamknę oczy to wszystko okaże jednym wielkim snem. W sumie nie umiałam sobie tego inaczej wytłumaczyć. Cała ta sytuacja była dla mnie jakaś dziwna, jakaś taka nierealna. Przecież jeszcze kilka dni temu czytałam o nich w gazetach, a teraz jestem sam na sam z jednym z nich. Może nawet nie fakt, że spotkaliśmy się w tym klubie był dla mnie dziwny, ale ten, że Louis wybrał się ze mną na ten cały spacer. Przecież tam było tyle osób.
Tomlinson zauważył, że już powoli odlatuję, więc stwierdził, że już powinniśmy wracać. Niechętnie wstałam i poszłam za nim na parking, na którym zaparkował samochód. Poprosiłam, żeby zatrzymał się niedaleko naszego domu, po czym wyszłam. On stwierdził, że to była naprawdę fajna noc, po czym się do mnie uśmiechnął. Za chwilę wjechał w ciemność i straciłam go z oczu.



no i jest drugi rozdział :)
a poza tym mamy już udział wszystkich głównych bohaterów.
wiem, że pomysł ze spotkaniem w klubie nie jest za oryginalny, 
ale w końcu jakoś się spotkać musieli, a ta wersja jest o wiele lepsza
niż ta, którą chciałam dodać wcześniej.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Rozdział pierwszy

- Goodnight everyone. – powiedzieli, a potem zeszli ze sceny.
* * *
Lubiłam oglądać filmiki z ich występów. Wtedy byli jednością, której nikt nie rozdzieli, a śpiewali tak, jakby nic więcej się nie liczyło. Podczas jednej piosenki otwierali się całkowicie i można było zobaczyć ich, prawdziwych. Nie żadne sztuczne laleczki, całkowicie zależne od ludzi od marketingu, którzy robią wszystko, żeby tylko dani im zwykli ludzie stali się cudownymi nadludźmi bez żadnej, choćby najmniejszej, skazy. Nie, oni byli inni i mimo, że już ponad rok są kimś, kogo rozpoznaje się na ulicy, wydają się być tacy sami, jak przed pójściem na casting do jednego z najpopularniejszych brytyjskich programów. Właśnie za to ich lubiłam.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie, już chyba 10 dzisiaj, sms od Weroniki: Masz może jakąś walizkę na zbyciu? Nie miałam już żadnych, bo wszystkie, które były w domu, były już po brzegi w moich ubraniach. Resztę rzeczy, które znajdowały się w moim pokoju, spakowałam w kartony, po które za kilka godzin miała przyjechać ciężarówka. Siedziałam na fotelu z laptopem na kolanach i czułam się nie swojo, patrząc na puste ściany. Było tu tylko łóżko, biurko, szafa i kilka pustych szafek. Szczerze mówiąc, nie miałam ochoty wyjeżdżać. Wolałabym zostać tu jak najdłużej. Nie, nie mam. A właściwie, ile ty już walizek spakowałaś? Pamiętaj, że mamy wziąć rzeczy na kilka dni, żebyśmy miały w co się przebrać, zanim przywiozą nam resztę. – odpisałam jej i wróciłam do oglądania filmików. Zawsze chciałam pójść na ich koncert, ale mieszkając w Polsce, wiedziałam, że szanse są raczej marne. W sumie nawet nie wiedziałam gdzie oni teraz są. Od kilku dni nie przeglądałam ich fanpage, nie czytałam nawet gazet,  w których była jakaś wzmianka o nich, a to wszystko przez to, że wszędzie było: Harry Styles podobno ma gorący romans z dużo starszą od siebie Caroline Flak! Znów otrzeźwił mnie kolejny sms od Weroniki: Pamiętam, ale mimo to i tak mam już cztery walizki. A właściwie co ty robisz? Idź już spać! Przecież rano mamy samolot! Mimo, że była ode mnie tylko o cztery miesiące starsza, czasami zachowywała się jak moja mama. Ale w tym wypadku miała rację, było już 5 po 12, a o 6.30 musiałyśmy być na lotnisku. Wyłączyłam laptopa i położyłam się do łóżka. Miałam problem z zaśnięciem, ale około 1 w nocy wreszcie odpłynęłam.

- Obudź się, no obudź się. – usłyszałam przez sen. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam stojącą nade mną Weronikę. – No wreszcie! Szybko, zbieraj się. Za 30 minut mamy samolot! – prawie krzyknęła i rzuciła mi na głowę ubrania, które wczoraj przygotowałam. – No na co czekasz? Wstawaj!
Z trudem wywlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Nawet nie umyłam zębów, bo Wera ciągle mnie poganiała. Taksówka, którą zamówiła dla nas moja mama, czekała już przed domem. Podałam swoje bagaże przyjaciółce, a ona poszła włożyć je do bagażnika, dając mnie i mamie się pożegnać. Moja rodzicielka zaczęła płakać i nie chciała wypuścić mnie z objęć. Mi też chciało się płakać. Stałyśmy przytulone do siebie jakiś czas, ale kierowca zatrąbił klaksonem i musiałam już iść. Będą w środku, pomachałam jej. Skręciliśmy w następną ulicę i straciłam ją z oczu.
Po 10 minutach byłyśmy już na miejscu. Przy wejściu do samolotu, niska pani skasowała nam bilety. Usiadłyśmy na swoich miejscach, Weronika od razu założyłam na uszy słuchawki i położyła głowę na oparcie fotela, żeby ponownie zasnąć. Bądź co bądź, była 6 rano. Przez kilka dobrych minut patrzyłam się przez okno na różnego kształtu chmury, aż i ja zasnęłam.



wiem, że praktycznie nic się nie dzieje i z góry przepraszam za to
ale w końcu to pierwszy rozdział, nie? :)
obiecuję, że w następnym będzie już udział chłopców.

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Prolog.

- Kochanie, jakiś list do ciebie! – krzyknęła moja mama.
Położyłam na podłogę laptop, który miałam na kolanach i zeszłam na dół. Rodzicielka podała mi kopertę i poszła do kuchni. Spojrzałam na nią i od razu rozpoznałam logo uczelni, do której wysyłam zgłoszenie kilka miesięcy temu. Wróciłam z powrotem do mojego pokoju, zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku z listem w ręce. Bałam się go otworzyć. Wzięłam głębszy oddech,  przedarłam kopertę i powoli zaczęłam czytać treść listu. ‘Została pani przyjęta’. Nie mogłam w to uwierzyć. Przeczytałam go jeszcze raz. Tak, tak było tu napisane i to nie był żaden wytwór mojej wyobraźni. Dostałam się do uniwersytetu w Londynie! Tak się cieszyłam, że miałam ochotę wyskoczyć zaraz przez okno. Zbiegłam na dół i krzyknęłam do mojej mamy : Dostałam się! Ona uśmiechnęła się i mocna mnie przytuliła. Jestem z ciebie dumna – szepnęła mi do ucha. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu, a sms od Weroniki, który dostałam wieczorem, jeszcze to potwierdził. Idę na studia z najlepszą przyjaciółką.



Jakoś na rozdział mi to nie pasowało, więc zrobiłam z tego prolog.
W sumie nic nadzwyczajnego.
Postaram się niedługo dodać pierwszy rozdział. :)

czwartek, 12 stycznia 2012

Bohaterowie.


Lena Podowska, 18 lat
Nieśmiała blondynka, nieświadoma swojej urody. Wrażliwa, delikatna i trochę roztrzepana, a na świat patrzy oczami artysty. Malowanie to jej pasja, a swoje inspiracje czerpie z otaczającego ją świata. Kocha podróżować. Jej najlepszą przyjaciółką jest Weronika, z którą zna się od dziecka. Kiedy miała 6 lat, jej ojciec zostawił ją i jej matkę, więc teraz dziewczyna jest bardzo nie ufna i łatwo ją zranić.




Weronika Jabłonowska, 18 lat
Wesoła brunetka o zielonych oczach, które niewątpliwie są jej największym atutem. Jest śmiała, a poznawanie nowych ludzi nie jest dla niej żadnym problemem. W serca głębi jest romantyczką i chciałaby przeżyć miłość taką, o jakiej czytała w książce. Uwielbia grać na gitarze i zawsze dąży do wybranego przez siebie celu.