niedziela, 1 lipca 2012

Pewnie i tak tego nikt nie przeczyta, ale bardzo chciałabym przeprosić, że przestałam pisać to opowiadania.
Po prostu brak weny zrobił swoje ;c
Może jeszcze kiedyś będę kontynuować tego bloga :)
A teraz zapraszam wszystkich na mojego nowego bloga http://itsharder-thanyouthink.blogspot.com/ :) xx

sobota, 17 marca 2012

Rozdział szósty

Biegłam szpitalnym korytarzem, co chwila mijając obcych ludzi. Mało mnie obchodziło czy ich potrącę, czy przeze mnie coś im wyleci z rąk, to w tej chwili nie miało dla mnie znaczenia. Zobaczyłam chłopców, którzy byli pod jedną z sal. Niall chodził w jedną i w drugą stronę, Liam siedział na krześle i nic nie mówił, tylko wbił wzrok z podłogę, Zayn zdenerwowany rozmawiał z kimś przez telefon. Z tego co usłyszałam, to była Hope. W pewnym momencie zobaczyłam Harrego, który siedzi skulony na podłodze. Zrobiło mi się go szkoda. Podeszłam do niego i przykucnęłam przy nim. Wtedy zapomniałam o wszystkim co się dotychczas między nami stało, zupełnie mnie to nie obchodziło.
- Co z nimi? – zapytałam łamiącym się głosem.
- Są w ciężkim stanie, nie wiadomo czy przeżyją. – powiedział cicho.
Momentalnie się rozpłakałam i schowałam twarzy w dłonie. Harry widząc to, przytulił mnie. Tak bardzo tego wtedy potrzebowałam i w duchu dziękowałam mu za to. Siedzieliśmy tak na tej podłodze z kilka godzin, a Lokowaty cały czas trzymał mnie w ramionach. Oparłam głowę o jego ramię, już nie płakałam, nie miałam siły.
Momentalnie wszystko mi się przypomniało. Jak przyjaciółka niechcący przykleiła mi ołówek do włosów w drugiej klasie, albo jak wylałam fioletową farbę na jej ulubione spodnie w trzeciej klasie. Pamiętam jak płakałyśmy razem, bo jej chomik Gustav zmarł. Sama zawsze go bardzo go lubiłam, chociaż raz mnie ugryzł, ale miałam wtedy siedem lat i nie wiedziałam, że jak się włoży palce do klatki, to on od razu ugryzie. Przypomniała mi się też pewna rozmowa. Miałyśmy wtedy chyba dziewięć lat, to było na placu zabaw przy szkole.
- Mówię ci. On się kiedyś ze mną ożeni.- powiedziała, wytykając mi język, Weronika.
- Daj spokój, pani cię tylko z nim posadziła w jednej ławce. To nie znaczy, że od razu musicie się żenić.
- A właśnie, że znaczy i od razu zapraszam cię na nasz ślub.
- A jeśli gdzieś wyjadę i nie będę mogła przyjść?
- Nigdzie nie wyjedziesz, bo my będziemy zawsze razem.
Od razu kilka łez popłynęło po mojej twarzy. Zawsze razem. A co jeśli mała Weronika się myliła, co jeśli.. nawet nie chciałam przez siebie przepuścić tej myśli. To nie mogłoby się stać, ja nie mogę.. nie mogę jej stracić.

Obudziłam się  nad ranem wciąż w objęciach Harrego. Popatrzyłam na niego. Miał podpuchnięte oczy, też musiał wczoraj płakać. Louis jest dla niego tak samo ważny jak dla mnie Weronika. Popatrzyłam na resztę. Zobaczyłam, że jest też Hope, teraz spała z głową na kolanach Zayna, a na jego ramieniu położył głowę Liam.  Za to Niall spał siedząc, tylko głowa mu zwisała w dół. Nie ruszyłam się. W pewnym sensie podobał mi się fakt, że Harry mnie teraz przytula, że robił to całą noc. Byłam mu za to naprawdę wdzięczą, jego obecność bardzo mi pomogła. Położyłam mu głowę na klatkę piersiową i próbowała ponownie zasnąć. Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Wyjęłam telefon i zobaczyłam, że mam około 10 nieodebranych połączeń od Jessie. Przez to wszystko zupełnie o niej zapomniałam, ale wytłumaczę jej jutro co się stało. Mam nadzieję, że nie będzie się gniewać.
W tym samym momencie z sali wyszedł lekarz. Momentalnie poderwałam się z ziemi, jednocześnie budząc Harrego, który wpół przytomny przetarł oczy.
- Co z nimi? – spytałam.
- Przez noc ich stan się raptownie się poprawił, a pani przyjaciółka się już nawet obudziła. – powiedział, nie pokazując żadnych emocji. Jest bardzo dobry w swojej pracy.
- A mogłabym do niej wejść?
- Tak, tylko proszę uważać.
Podziękowałam lekarzowi, po czym skierowałam się w stronę drzwi. Wystarczyło, że je lekko uchyliłam, a przyjaciółka obróciła głowę w moją stronę. Łzy napłynęły mi do oczu, tak bardzo się bałam, że ją stracę. Wolnym krokiem podeszłam do jej łóżka i usiadłam na brzegu.
- Szkoła się dopiero zaczęła, a ty już opuszczasz zajęcia. – zaśmiałam się i przytuliłam ją. – Nawet nie masz pojęcia jak się o ciebie martwiłam. – powiedziałam płacząc.
- Ale co się stało? – była trochę zdezorientowana.
- Ty i Louis mieliście wczoraj wypadek i od tego czasu byliście w śpiączce. Ale ty obudziłaś się pierwsza. – uśmiechnęłam się lekko.
- A co z Lou?! – nagle się ożywiła.
- Spokojnie. – próbowałam ją uspokoić. – Z nim wszystko dobrze. To znaczy nadal się nie obudził, ale jego stan znacznie się poprawił.
- To dobrze. – położyła głowę na poduszce. – Mówiłaś, że mieliśmy wypadek, tak? Bo ja chyba coś pamiętam.. – spojrzała w stronę okna.
Cały dzień byłam okropnie zdenerwowana tym wyjazdem do rodziny Louisa. On tylko mnie pocieszał i mówił, żebym się nie stresowała, bo nie mam czym. Ja i tak go nie słuchałam i ciągle myślałam swoje. Louis to zauważył i, żebym przestała ciągle o tym myśleć, zaczął mnie rozśmieszać.
- Lubię patrzeć na twój uśmiech. – spojrzał w moją stronę i przez chwilę patrzył mi w oczy.
Tak bardzo lubiłam jak to robił. Uśmiechnęłam się do niego. W pewnym momencie kątem oka zobaczyłam jadący w naszą stronę samochód.
- LOUIS! – krzyknęłam.
On momentalnie odwrócił głowę w stronę ulicy i próbował zahamować. Poczułam szarpnięcie w skutek którego uderzyłam głową w przednią szybę auta.
- A co z tym kierowcą, który w was uderzył?
- Nie mam pojęcia. Przecież gdybym coś więcej pamiętała, to bym ci powiedziała.
W tym momencie wszedł lekarz. - Przepraszam, ale powinna już pani iść. Pacjentka powinna odpocząć.
- Dobrze, już wychodzę. – zwróciłam się do niego. Przytuliłam Weronikę i wyszłam z sali.

Louis i Wera wyszli ze szpitala już prawie tydzień temu. Obydwoje mają się dobrze i już odrobili wyjazd do rodziny Lou. Wszystko poszło dobrze, bo mama Louisa bardzo polubiła moją przyjaciółkę i chce żeby przyjeżdżali do niej jak najczęściej.
Miałam dziś też odrobić tamto spotkanie z Jessie i razem idziemy na jakąś kawę.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Byłam pewna, że to ona, więc wzięłam torbę i wyszłam. Nie myliłam się. Obie poszłyśmy w stronę samochodu, który stał przed naszym domem i wsiadłyśmy do niego. Przywitałam się z Mattem i spytałam czy on też z nami idzie, ale powiedział, że nie i tylko nas odwozi, a potem jedzie do kumpla.
Matt wysadził nas niedaleko kawiarni, więc resztę przeszłyśmy na pieszo.
- Naprawdę zazdroszczę ci twojego chłopaka. – uśmiechnęłam się do Jessie.
- Tak, on jest świetny. – uśmiechnęła się sama do siebie. – Ale jestem pewna, że ty też niedługo kogoś znajdziesz..
- Może tak, może nie, ale raczej wątpię, że w najbliższym czasie się coś wydarzy.
- Jestem pewna, że jednak tak. – uśmiechnęła się jakby wiedziała coś o czym nie wiem.
*Louis*
- Nie przesadzaj z tym piciem Harry.
- Daj spokój. – nie posłuchał i zamówił sobie jeszcze jednego.
Siedzieliśmy w tym klubie już jakąś godzinę, ale mimo to Harry już prawie był upity w trzy dupy i tylko czekać aż zacznie mi gadać o tym, że chciałby się umówić z syrenką, ale jej chłopak – wiewiórka, pobiłby go ziemniakiem, tak jak ostatnio. O co mu chodzi z tą syrenką?!
- Cześć Louis. – usłyszałem za moimi plecami.
Doskonale znałem ten głos. Nie kojarzył mi się za dobrze, a jego posiadacza wręcz nienawidziłem. Ta osoba wyrządziła mi w życiu zbyt wiele złego i kiedy widzieliśmy się ostatni raz miałem nadzieję, że jej już więcej nie zobaczę. Co on robił właśnie tu, właśnie teraz. Chociaż znając go mogłem był się tego spodziewać. Czemu los aż tak mnie nie lubi, że kiedy życie zaczyna mi się układać, to ta sama osoba zawsze coś w nim popsuje. A znam ją za dobrze i wiem, że nie szybko nie da mi spokoju.
Odwróciłem się.  – Witaj Carmen.



przepraszam, przepraszam, przepraszam.
nie dodałam rozdziału chyba ze 3 tygodnia ale po prostu miałam kilka rzeczy na głowie
a później jeszcze miałam szlabana na internet i tak to wygląda -.-
szczerze mówiąc rozdział  zupełnie mi się nie podoba.
jakoś tak wszystko nie tak jak chciałam :/
wprowadziłam nową bohaterkę która szczerze mówiąc namiesza troche
ale tak robi każdy i niech nikt nie myśli że dodaje ich sobie tak po prostu. ;x 
każdy ma jakiś wkład w tym opowiadaniu a że już go sobie starannie przemyślałam to wiem kto do czego jest mi potrzebny xd
naprawdę dziękuję za wszystkie wejścia. :)
zachęcam do komentowania i dodawania do obserwowanych :)
do następnego ♥


+ jeśli ktoś chce być powiadamiany to niech zostawi nazwę swojego tt w komentarzu.
po prostu trudno mi się połapać i sądzę że to będzie najlepsze wyjście :)
moje tt - @heartinstrips

piątek, 24 lutego 2012

Rozdział piąty

Budziki zadzwonił jednocześnie budząc mnie z przyjemnego snu. Leniwie wstałam z łóżka, następnie wzięłam do ręki szlafrok, który leżał na fotelu, po czym go na siebie założyłam. Szczelnie się nim okrywając, poszłam prostu do pokoju przyjaciółki. Otworzyłam drzwi na oścież i usiadłam na łóżku, jednocześnie mierzwiąc jej włosy. Ona tylko zmrużyła oczy i nałożyła sobie kołdrę na głowę. Zaśmiałam się, po czym wstałam i idąc w stronę drzwi, krzyknęłam:
- Wstawaj już! Pamiętaj, że za godzinę mamy pierwsze zajęcia! – po czym wyszłam z pokoju.

Po ostatnim dziś wykładzie poszłam do biblioteki. Na jutro mieliśmy przygotować krótką pracę na dowolny temat. Równie dobrze mogłam ją napisać w domu, ale przyjaciółka od razu po zakończeniu wykładów poszła spotkać się z Louisem, a ja jakoś nie miałam ochoty siedzieć sama. W sumie mogła zadzwonić po Hope, ale z tego co pamiętam miała już na dziś plany z Zaynem.
Usiadłam przy jakimś stoliku i wyciągnęłam z torby mojego laptopa. Ma początku miałam problem o czym napisać. Postanowiłam wziąć pierwszą lepszą książkę i nieważne na jaki temat będzie, na taki  będę pisać. Podeszłam do jakiegoś regału i wzięłam pierwszą z brzegu. Nawet nie popatrzyłam o czym jest,  tylko poszłam z powrotem do stolika, przy którym siedziałam. Nagle jakaś dziewczyna usiadła na krześle obok, po czym wyciągnęła kilka książek. Kiedy zobaczyła, że patrzę w jej stronę, uśmiechnęła się do mnie, a ja odpowiedziałam jej tym samym, po czym zabrałam się do pracy.
- Cześć, mam na imię Jessie, a ty?
Podniosłam wzrok znad laptopa i spojrzałam w jej stronę.
Jessie była szczupłą dziewczyną o łagodnych rysach twarzy i dużych brązowych oczach. Wyglądałaby na spokojną i pogodną dziewczynę, gdyby nie jej rude włosy. Podobał mi się ich odcień, nie były takie marchewkowo pomarańczowe, tylko bardziej przypominały taki rdzawy kolor, może trochę jaśniejszy. Dzięki nim sprawiała wyrażenie dziewczyny, która jest zadziorna i bierze z życia jak najwięcej, nie patrząc na konsekwencje.
- Cześć, jestem Lena.
- Nigdy nie spotkałam z takim imieniem, skąd jesteś?
- Przyleciałam tu z Polski, a ty jesteś stąd?
- Nie, jestem z niewielkiego miasta na północy Anglii. Mieszkam w Londynie już kilka lat, bo moi rodzice wysłali mnie do jednej z tutejszych szkół z internatem.
Gdy to mówiła, miałam dziwne wrażenie, że chce coś ukryć, ale nie wgłębiałam się w to.
Siedziałyśmy w tej bibliotece kilka godzin. Dużo ze sobą rozmawiałyśmy i mogę stwierdzić, że naprawdę lubię Jessie. Wiele się o sobie nawzajem dowiedziałyśmy, na przykład to, że po skończonej szkole nie chciała wyjeżdżać z Londynu, więc zamieszkała ze swoim chłopakiem i poszła na studia. Dzięki niej nudny wieczór w bibliotece minął mi naprawdę szybko. Poza tym zaprosiła mnie na imprezę, która miała się odbyć w następnym tygodniu.
Kiedy skończyłyśmy to co miałyśmy dzisiaj zrobić, zabrałyśmy swoje rzeczy i wyszłyśmy na kampus, gdzie miał czekać na nią jej chłopak. Szłyśmy w stronę wyjścia z uczelni i z daleka zobaczyłam wysokiego chłopaka, który stał oparty o maskę czarnego samochodu. Jessie też go zobaczyła, od razu do niego podbiegła i rzuciła mu się w ramiona. Lekko speszona podeszłam do niech i przywitałam się z Mattem, bo tak się nazywał.
- Podwieźć cię?  - spytał się.
- Nie, dzięki. Zadzwonię po przyjaciółkę, w sumie i tak miałyśmy razem wrócić do domu.
Wymieniłyśmy się numerami, po czym obydwoje wsiedli do samochodu i odjechali. Wciągnęłam telefon z kieszeni spodni i wybrałam numer Weroniki. Z tego co zrozumiałam, zaraz powinna być. Było już ciemno i na dodatek zaczynało padać. Założyłam na głowę kaptur od mojej siwej bluzy i czekałam na przyjaciółkę. Nagle zobaczyłam światło, które z każdą chwilą było coraz bliżej mnie.  Gdy wreszcie samochód się zatrzymał, wsiadłam do niego i przywitałam się z Weroniką i Louisem. Pojechaliśmy do domu.

Następny dzień na uczelni strasznie mi się dłużył. Nie mogłam się na niczym skupić i byłam strasznie szczęśliwa, kiedy dzisiejsze wykłady wreszcie się skończyły. Od razu poszłam przejść się po mieście, musiałam trochę oderwać się od wszystkiego co mnie otaczało. Usiadłam na jakiejś ławce w parku i patrzyłam na dwie dziewczynki, które się tu bawiły. Obydwie miały dwa kucyki i były ubrane w kolorowe spódniczki. Mogły mieć około sześć, siedem lat. Od razu przypomniało mi się jak byłyśmy małe z Weroniką. Bawiłyśmy się razem lalkami na balkonie w jej domu. Miałyśmy nawet takie małe wózki, kiedyś włożyłyśmy tam mojego psa. W pewnym momencie wózek zaczął sam zjeżdżać w dół. Chciałabym wtedy zobaczyć nasze miny. Mieszkałyśmy przy sobie, może to właśnie dlatego się zaprzyjaźniłyśmy. A stałyśmy się najlepszymi przyjaciółkami, kiedy mój ojciec wyjechał, wtedy była ze mną cały czas i mnie pocieszała, mimo, że obydwie nie za bardzo wiedziałyśmy co się dzieje. Jej wystarczyło tylko to, że płakałam.
Nie wiem co mnie naszło, ale wyciągnęłam szkicownik oraz jakiś ołówek i zaczęłam rysować. Nie pamiętam kiedy ostatnio to robiłam, ale zdecydowanie minęło za dużo czasu od ostatniego czasu. Zrobiłam kilka szkiców parku, jakiegoś mężczyzny, który siedział na ławce i palił papierosa oraz małego psa, który przez cały ten czas siedział na trawie i patrzył co robię. Przez przypadek zauważyłam jakiegoś chłopaka, który siedział na jednej z ławek i opierając łokcie na kolanach, patrzył się w ziemię. Szybko skończyłam poprzedni rysunek i zaczęłam go szkicować. Byłam zaskoczona, że udało mi się to zrobić w tak krótkim czasie. W pewnym momencie nieznajomy podniósł głowę i aż się zdziwiłam. To był Liam i wyglądał na przybitego. Spakowałam swoje rzeczy do torby i poszłam w jego stronę, po czym usiadłam przy nim, jednocześnie wyrywając go z zadumy.
- Co tu robisz? – podniósł głowę, a gdy mnie zobaczył lekko się uśmiechnął.
- Zerwałem z dziewczyną. – powiedział cicho.
- Przykro mi.
- Niepotrzebnie. To i tak nie miało sensu, od jakiegoś czasu nie czułem już do niej tego samego co kiedyś. – znów utkwił wzrok w ziemi.
Nic nie odpowiedziałam, w sumie nawet nie wiedziałam co.  Zaczęło się robić ciemno, więc zasugerowałam, żebyśmy już szli. Zaproponował, że mnie odwiezie, zgodziłam się.

Po wejściu do domu od razu spytałam się Weroniki czy wie coś o zerwaniu Liama z tą dziewczyną. Odpowiedziała, że nie, a poza tym bardzo się zdziwiła. Podobno byli ze sobą już ponad pół roku i z tego co słyszała, dobrze im było ze sobą. Ale mimo to, Louis jej ostatnio mówił, że coś między nimi zaczyna się nie układać. Brakowało czegoś i to było wyraźnie widać. Szczególnie ze strony Liama..

Około 13 Wera pojechała razem z Louisem do Doncaster, bo ten chciał ją przedstawić swojej rodzinie. Widać, że między nimi zaczęło się robić poważnie. Przyjaciółka była dzisiaj taka zdenerwowana, ale mimo wszystko myślałam już, że ją uduszę. Te jej ciągle pytania a co jeśli mnie nie polubią, a co jeśli.., no bo w końcu ile razy można jej mówić, że nie ma się o co martwić i że na pewno wszystko pójdzie dobrze?
Było jakieś wpół do piętnastej i za dziesięć minut miałam zamiar wyjść, bo umówiłam się na mieście z Jessie. Miałam pomóc jej w zakupach, a poza tym ja też musiałam kupić sobie coś nowego. W mojej szafie wiało nudą i nie mogłam już tego znieść. Musiałam tylko dokończyć zmywać naczynia po śniadaniu.
Nagle zadzwonił mój telefon. Bez wahania go odebrałam, ale im osoba po drugiej stronie mówiła coraz więcej, tym ja bardziej nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Talerz, który trzymałam wyślizgnął mi się z ręki, po czym roztrzaskał się o podłogę, zamieniając się w miliony małych kawałków szkła, które w jednej sekundzie rozeszły się po całej kuchni. Nawet nie zwróciłam na to uwagi. Przez moment czułam się jakby świat, mój świat, się zatrzymał. Mimo, że mężczyzna, który do mnie zadzwonił, nadal coś mówił, ja już go nie słuchałam. Jego słowa dudniły mi w głowie.

Weronika i Louis mieli wypadek.



w sumie cały rozdział to tylko takie 'lanie wody' jak to mówi nasza polonistka
i naprawdę przepraszam, bo w sumie tylko na końcu dzieje się coś ciekawego.
takie tam dramatyczne sceny ale natchnęło mnie to około 5 nad ranem więc proszę nie czepiajcie się. ;p
dawno nie dodawałam rozdziału, jakoś nie mogłam się zebrać ;/
poza tym zachęcam do komentowania :)
see again ♥

sobota, 11 lutego 2012

Rozdział czwarty

Przez ostatni tydzień Weronika i Louis spotykali się ze sobą codziennie i w sumie można powiedzieć, że są razem. Cieszę się z tego powodu, bo już dawno nie widziałam, żeby była taka szczęśliwa. Lou miał dzisiaj do nas przyjechać, mieliśmy wszyscy obejrzeć jakiś film. Powiedział, że jeśli się uda, reszta też z nim przyjedzie.
Około 19 usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Weronika poszła otworzyć, a ja przesypywałam popcorn do misek. Usłyszałam śmiechy i wyszłam się przywitać. Zobaczyłam, że przyszedł nie tylko Louis, ale także Liam, Niall, Zayn i jeszcze jakaś dziewczyna.
Nie widziałam jej jeszcze. Była to dość wysoka. Dziewczyna miała kasztanowe, lekko pofalowane włosy i ładne niebieskie oczy, które od razu przykuwały wzrok. Dowiedziałam się, że ma na imię Hope i od jakiegoś czasu spotyka się z Zaynem.
Zdziwiłam się, że nie ma z nimi Harrego. Chłopcy powiedzieli, że umówił się dziś z jakąś dziewczyną, ale nie do końca wiedzieli z kim. Nie skomentowałam tego, a nawet trochę ulżyło, że dziś nie przyszedł. Weronika przedstawiła mnie wszystkim. Zanim zaczęliśmy oglądać film udało mi się trochę porozmawiać z Hope. Nie dziwię się, że spotyka się z Zaynem, to jest naprawdę przemiła osoba, która z pozoru wydaje się nieśmiała, ale jak się z nią dłużej porozmawia, widzi się, że to żywiołowa i wesoła dziewczyna.
- Kiedy zaczęliście się spotykać z Zaynem?
- Około tydzień temu spotkaliśmy się w MilkshakeCity, zaczęliśmy ze sobą rozmawiać i jakoś samo się wszystko dalej potoczyło. –uśmiechnęła się na samo wspomnienie.
W sumie mało mnie interesowało gdzie się spotkali i jak to tego doszło, ważne, że to się stało. Aż serce rośnie jak się patrzy na taką parę. Naprawdę do siebie pasują i chciałabym żeby byli ze sobą jak najdłużej. Poza tym nawet ślepy by zauważył, że Hope naprawdę dużo znaczy dla Zayna, bo chłopak praktycznie nie odrywa od niej wzroku. W tym samym momencie Zayn stwierdził, że powinniśmy już zaczynać, po czym podszedł do nas i zaciągnął Hope na kanapę. Usiadłam wygodnie na fotelu, a moje nogi zwisały z oparcia. W końcu Niall włączył dvd i mogliśmy oglądać. Chłopcy wybrali jakiś horror. Nie powiem, że byłam z tego zadowolona, ale nigdy się takich filmów nie bałam, więc jakoś szczególnie mi to nie przeszkadzało. Minęła już połowa, a ja cały czas miałam wrażenie, że Liam się na mnie patrzy. Szczerze mówiąc trochę mnie to krępowało.
- Idę po popcorn, mój już się skończył. Chce ktoś? – prawie wszyscy pokiwali głowami. Podniosłam się z fotela, poczułam jak mi lekko zdrętwiały nogi, ale mimo to szybkim krokiem poszłam do kuchni. Chciałam jak najszybciej wyrwać się spod wzroku Liama.
- Poczekaj, pomogę ci. – byłam już w kuchni, kiedy zobaczyłam jak Payne się zbliża. W sumie nie mówiliśmy nic do siebie, ale w pewnym momencie Liam stanął dość blisko mnie, co jeszcze bardziej wprawiło mnie w zakłopotanie.
Wraz z trzema miskami kukurydzy poszliśmy z powrotem do salonu, gdzie już w spokoju dokończyliśmy film.

Dzisiaj Weronika wkręciła mnie w jakąś kolację z nią i Louisem, bo, cytuję sądzę, że moglibyście się bardziej polubić. Naprawdę jej nie rozumiałam, ale nie chciało mi się siedzieć w domu i jeszcze raz przeglądać podręczniki. Do rozpoczęcia roku zostało pięć dni, a ja już wiedziałam jaki temat jest po którym.
Zbliżała się godzina, na którą byłyśmy umówione, więc przyjaciółka weszła do mojego pokoju i zaczęłyśmy się przygotowywać do spotkania. Zajęło nam to o wiele mniej niż planowałyśmy, więc skorzystałyśmy z dodatkowego czasu i jeszcze porozmawiałyśmy. Ostatnio czułam, i ona z resztą też, że poświęcamy sobie za mało czasu. Oczywiście mam na myśli czas spędzony z nią sam na sam.
- Tylko proszę cię. Nie mówmy o Louisie. – na początku się zaśmiała, ale jak zobaczyła moją poważną minę, uwierzyła, że mówię serio.
- Chyba nie rozumiem.
- No proszę cię. Ostatnio wszystkie nasze rozmowy to było streszczenie waszej randki lub mówienie o tym, że Lou jest taki fajny, słodki i tak w kółko i w kółko. A biorąc pod uwagę, że nie rozmawiamy tak często, to się robi naprawdę męczące. – momentalnie się zmieszała i nie wiedziała co powiedzieć, więc po chwili dodałam – Ale mam nadzieję, że ta cała wasza euforia z powodu nowego związku minie już niedługo. – uśmiechnęłam się.
- Ja wiem, że ostatnio miałam dla ciebie mało czasu, ale po prostu tak bardzo go lubię i chce z nim spędzać jak najwięcej czasu. Obiecuję, że postaram się to zmienić. – wstała i mnie przytuliła.
- Ciekawe jak długo dotrzymasz tej obietnicy. – obie się zaśmiałyśmy. – Taksówka już jest, więc chodźmy, bo zaraz zamiast elegancko się spóźnić, wyjdziemy na nie mogące się ogarnąć.
- Tak, chodźmy.

Weszłyśmy do środka, a jakiś starszy mężczyzna wskazał nam gdzie jest stolik. Byłyśmy już prawie przy nim, kiedy zobaczyłam coś przez co momentalnie się zatrzymałam. Weronika zauważyła to i popatrzyła na mnie pytająco. Nie wiedziałam co zrobić, więc złapałam ją za rękę i pociągnęłam w stronę łazienek.
- Dlaczego nie powiedziałaś, że będzie tu też Harry?! – prawie na nią krzyknęłam.
- W tym momencie zupełnie już nic nie rozumiem. Przecież go lubisz, prawda? W czym problem? – teraz była już zupełnie zdezorientowana.
- Jest coś o czym ci nie powiedziałam.. – zdziwiła się. – Wtedy jak byłyśmy w tym klubie, ja.. spotkałam go i..

- Nie rozumiem, w czym problem. – nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. – Przecież to jemu powinno być teraz głupio. W końcu to on się zachował jak jakiś dupek, ty nic nie zrobiłaś.
W tym momencie coś zrozumiałam. Ona miała stu procentową rację. Ty nic nie zrobiłaś. – powtórzyłam sobie w myślach.
Wróciłyśmy do stolika, jak gdyby nic. Usiadłam obok Harrego, bo Weronika zajęła miejsce przy Lou. Uśmiechnęłam się i próbowałam na niego nie patrzeć.
- Pamiętacie moją przyjaciółkę Lenę, prawda?
- Bardzo ładne imię. – powiedział Styles i wziął do ręki swój szklankę, po czym upił trochę napoju, który się w niej znajdował.

- Co byście powiedzieli, żebyśmy teraz gdzieś się przeszli? – zaproponował Louis, kiedy skończyliśmy jeść.
- Dobry pomysł. Mam już dość tego ciągłego siedzenia. – powiedziałam. Chciałam jak najszybciej stąd wyjść. Przez cały czas czułam na sobie wzrok Harrego.
Wyszliśmy i poszliśmy w stronę parku. Lou i Wera szli trzymając się za ręce, a ja z Harrym szliśmy obok nich. W pewnym momencie zauważyłam, że Styles był coraz bliżej mnie. Weronika też to zauważyła i zaproponowała, żebyśmy teraz usiedli na jakiejś ławce. Wera nachyliła się nad Lou i powiedziała mu coś na ucho, a po chwili oboje na nas popatrzyli. Przyjaciółka znów do niego szepnęła. Nagle poderwali się z ławki i pobiegli przed siebie, zostawiając mnie sam na sam z Harrym. Przysięgłam sobie, że zemszczę się za to. W końcu na niego spojrzałam, a on wydawał się być równie zdziwiony jak ja. Przez chwilę nastała niezręczna cisza, która ciągnęła się niemiłosiernie. Nie wiedziałam co powiedzieć, co zrobić. W końcu Harry się odezwał.
- Dziwna sytuacja, co nie? – cicho się zaśmiał.
- Taa. – mruknęłam pod nosem. – Zwłaszcza, że ty masz dziewczynę.
- Niby czemu tak myślisz? – był wyraźnie zaskoczony.
- Chłopcy mówili, że ostatnio nie przyszedłeś z nimi, bo się z kimś spotkałeś. – powiedziałam, a po chwili dodałam. – Ale przepraszam, nie powinnam o tym wspominać, bo ty znów się zdenerwujesz i sobie pójdziesz. – powiedziałam z sarkazmem.
- Dobrze, przyznaję. Zachowałem się jak ostatni idiota, ale czasu nie cofnę. Przepraszam cię za to i wiedz, że naprawdę tego nie chciałem. Po prostu denerwują mnie te ciągłe pytania o mnie i-
- Ale zrozum to. Ja wcale nie chciałam cię o to pytać! – nie wytrzymałam i krzyknęłam na niego. Sama zdziwiłam się tym, że to zrobiłam. Nigdy tak się nie zachowuję. – A teraz przepraszam. Jest już późno, a ja mam dość daleko do domu. – w tym samym momencie wstałam.
- Może cię odprowadzę? – zapytał, także wstając i łapiąc mnie za nadgarstek.
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie sama. – wyrwałam swoją rękę z jego uścisku i poszłam w kierunku domu.
Po drodze jeszcze spojrzałam na niego przez ramię. Siedział na ławce i wpatrywał się w przestrzeń. Najwyraźniej mocno się nad czymś zastanawiał. Szybko odwróciłam wzrok, nie chciałam, żeby przyłapał mnie na patrzeniu się na niego. Szłam prosto przed siebie i powoli zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam. Czułam się strasznie głupio, było mi wstyd. Miałam do niego pretensję, że wtedy zachował się chamsko, ale ja nie byłam lepsza. Przecież nigdy się tak nie zachowałam, a zdarzało się, że potraktowano mnie jeszcze gorzej. Nie wiem co się ze mną stało. Czułam, że w oczach stanęły mi łzy. Przestałam iść i oparłam się o ścianę jakiegoś budynku , po czym zjechałam po niej i usiadłam na ziemi. Schowałam twarz w dłonie i pozwalałam łzom swobodnie spływać po mojej twarzy. One nie były przez niego, albo może i tak. Czułam, że coś lub ktoś zaczyna mnie zmieniać. Nie byłam pewna czy na lepsze czy na gorsze, ale po dzisiejszym zdarzeniu mogłam stawiać na to drugie.



tak jak obiecałam jest 2 razy dłuższy niż poprzedni :)
poza tym chciałabym podziękować za wszystkie komentarze
i odwiedziny, które wynoszą już ponad 1.580 :)
nawet nie wiecie jaka jestem szczęśliwa z tego powodu. *.*

sobota, 4 lutego 2012

Rozdział trzeci

Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. To pewnie Weronika wróciła. Spojrzałam na budzik, który stał na mojej półce nocnej – 03:41. No nieźle. Po chwili weszła do mojego pokoju, bo zauważyła, że nie śpię.
- Obudziłam cię co nie? – podeszła do łóżka, jednocześnie zdejmując swoje czarne buty na obcasach.
- I tak kiepsko spałam. A w ogóle gdzie ty byłaś? Widziałaś, która godzina?
- Pamiętasz jak się rozdzieliłyśmy i ja poszłam do Louisa, a ty do Harrego? – spytała, siadając na moim łóżku – To właśnie z nim byłam.
- Żartujesz? – momentalnie poderwałam się i też usiadłam – Ale jak to się stało?
- Zaraz ci wszystko opowiem.
Kiedy coraz więcej się działo, czułam, że coraz bardziej wytrzeszczam oczy i otwieram buzię. Nie mogłam uwierzyć, że stało się coś takiego. I to jeszcze z moją przyjaciółką w roli głównej. Odkąd dowiedziałyśmy się o One Direction, o takich rzeczach mogłyśmy wyłącznie pomarzyć.
- Więc to była taka jakby randka?
- Sama nie wiem. Nawet nie wziął ode mnie numeru, więc pewnie to było tylko takie jednorazowe spotkanie. – wyraźnie posmutniała.
- Nie przejmuj się tym. Będziemy tu mieszkać przez najbliższe cztery lata, a może nawet dłużej, więc na pewno spotkasz jakichś fajnych chłopaków.
- Tak, na pewno – powiedziała patrząc w podłogę.
- A może jutro wybierzemy się na zakupy, co ty na to? Poznamy lepiej miasto, zobaczymy co gdzie jest.
- Dobry pomysł – spojrzała się na mnie i lekko uśmiechnęła – Ale ja już idę spać, cześć.
- Cześć – odpowiedziałam jej i z powrotem położyłam głowę na poduszkę,  po chwili zasnęłam.

- No ile można siedzieć w łazience? – krzyczała mi pod drzwiami Wera. Już prawie byłam gotowa, musiałam jeszcze tylko rozczesać wielkiego kołtuna, który zrobił mi się w nocy.
- Gotowa – wyszłam w łazienki i wyszłyśmy.
Poszłyśmy prosto do galerii, która rzuciła mi się w oczy już wczoraj. Wchodziłyśmy do każdego sklepu po kolei, spędzając w każdym przynajmniej 20 minut. Nawet nie wiem po ilu zaczęły mi odpadać nogi i zaproponowałam, żeby teraz spędzić trochę czasu w jakiejś kawiarni. Obładowane torbami, usiadłyśmy przy jednym ze stolików i złożyłyśmy zamówienie. Pijąc kawę i jednocześnie pokazując sobie nawzajem swoje nowe nabytki, mój wzrok padł na jeden ze stołów, przy którym siedzieli dwaj chłopcy i rzucali w siebie saszetkami z cukrem, głośno się przy tym śmiejąc. Spojrzałam na tego, który był odwrócony twarzą do mnie, on też na mnie spojrzał i wtedy po prostu zesztywniałam, tak samo jak on.  To był Harry, ale jak to możliwe, że znów się spotykamy. Odwróciłam wzrok i poczułam, że robię się czerwona. Wera to zauważyła i od razu odwróciła się w jego stronę. Ukradkiem popatrzyłam na Harrego, który teraz był pochylony w stronę Louisa, bo to właśnie z nim siedział przy stoliku, i zawzięcie o czym rozmawiali, co chwila patrząc się w naszą stronę . Przyjaciółka znów była zwrócona twarzą do mnie, ale miała minę taką samą jak ja. Za pewnie zauważyła kto tam jest. Znów spojrzałam w ich stronę. Teraz Harry popychał Lou, bo chciał żeby wstał i udało mu się to. Jego przyjaciel szedł w naszą stronę.
- Cześć – powiedział nieśmiało do Weroniki, która dopiero teraz zdała sobie sprawę, że chłopak stoi przy niej.
- Cześć – odpowiedziała równie nieśmiało jak on.
- Mogę tu usiąść? – wskazał ręką na wolne miejsce.
- Jasne – Louis usiadł i przez chwile żadne z nas nic nie mówiło.
- Dobra, w sumie czego chcesz? – powiedziała Wera. Chłopak przez chwile zastanawiał się co powiedzieć.
- Ja .. po prostu chciałem się z tobą przywitać.
- Ale czemu? Przecież wczoraj nawet nie poprosiłeś mnie o mój numer. To chyba miało być jasną aluzją, że już nie chcesz się ze mną widzieć, więc po co teraz przyszedłeś?  – powiedziała jednym tchem, lekko zdenerwowana.
- Ja przepraszam za to, ale po prostu, gdy byłem z tobą zapomniałem o tym. Dopiero podczas drogi do domu przypomniałem sobie, że nawet nie mam jak się z tobą skontaktować.  Ale uwierz mi, bardzo chciałem. Naprawdę mi się spodobałaś i nawet nie wiem jak mam teraz podziękować Harremu, że zaciągnął mnie tu dzisiaj, bo dzięki niemu znów zobaczyłem się z tobą. Naprawdę nie wiem jak on to robi, że zawsze zaciąga mnie tam, gdzie akurat coś dobrego się zdarza. – uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła mu się tym samym.
Przez jakiś patrzyli na siebie, a ja poczułam się strasznie niezręcznie. Znów spojrzałam w stronę stolika przy którym siedział Harry, ale jego już tam nie było. Pewnie poszedł, kiedy Lou się tu przysiadł. Postanowiłam zrobić to samo co on. Pożegnałam się, wzięłam torby z zakupami i poszłam do domu, mając nadzieję, że reszta dnia minie bez żadnych niespodzianek.


ktoś się mnie tutaj zapytał czy w opowiadaniu będą
brać udział tylko Harry i Louis, więc odpowiadam nie.
po prostu zrobiłam z nich głównych bohaterów, bo będzie
ich tu najwięcej. w sumie można powiedzieć, że Harrego,
ale dopiero jak się akcja jakoś rozkręci, bo póki co to taka gadka szmatka.
ale będą wszyscy. obiecuję :)
wiem, że rozdział strasznie krótki i przepraszam za to.
postaram się, żeby następne były dwa razy dłuższe. :)

sobota, 28 stycznia 2012

Rozdział drugi

Lot trwał około godzinę. Już po samym wyjściu z lotniska spodobał my się Londyn. Było tam zupełnie inaczej niż w Polsce, jakoś tak ładniej. Złapałyśmy taksówkę i podałyśmy kierowcy adres domu, w którym miałyśmy zamieszkać. Gdy byłyśmy na miejscu, starsza pani, która wynajęła nam to miejsce, powitała nas i oprowadziła po swojej posiadłości. Były tam dwie sypialnie, kuchnia, salon i jedna, dość duża, łazienka. Później właścicielka podała nam swój numer pod którym miałyśmy zadzwonić w razie jakichkolwiek pytań i wyszła. Ja i Weronika rozdzieliłyśmy między sobą pokoje i każda poszła do swojego, żeby się rozpakować. Ściany w moim były błękitne. Prawie takie same jak w moim starym pokoju, co bardzo mnie ucieszyło, że mimo iż jestem tysiące kilometrów od swojego mojego pokoju w tym mogę się poczuć jakbym nadal była w domu. Otworzyłam walizki i zaczęłam przekładać ubrania do drewnianej szafy, stojącej nie daleko drzwi. Po chwili przyszła Weronika, która prawdopodobnie już skończyła się wypakowywać, i pomogła mi wieszać rzeczy na wieszakach. Nie długo po tym przyjechała ciężarówka z naszymi rzeczami i do 18 urządzałyśmy się w nowym domu.
Około 20 stwierdziłyśmy, że bez sensu, żebyśmy cały czas siedziały w tych czterech ścianach i postanowiłyśmy przejść się do jakiś klubów, a przy okazji poznać trochę miasto. Kiedy już przebrałyśmy się, umalowałyśmy i zrobiłyśmy sobie włosy byłyśmy gotowe do wyjścia. Mieszkałyśmy prawie na przedmieściach, więc o pójściu pieszo i to jeszcze w butach, które miałyśmy na sobie, nie było nawet mowy. Zamówiłyśmy taksówkę, która zatrzymała się nie daleko jednego z klubów, który od razu przykuł naszą uwagę. Kolejka była dość długa, ale gdyby nie kilku chłopaków, którzy nas przepuścili, pewnie czekałybyśmy kilka godzin.
W środku było, prawie jak w każdym klubie, w którym byłam. Wielki parkiet, a pod ścianą rozciągał się bar, niedaleko niego znajdowała się niewielka scena, na której grał DJ.  Wszystko to oświetlały światła neonów, a w niektórych miejscach panował półmrok.
Pierwsze kilka piosenek przetańczyłyśmy ze sobą, następne z jakimś przypadkowymi chłopakami. W pewnym momencie pociągnęłam przyjaciółkę w stronę baru. Usiadłyśmy na wysokich stołkach i zamówiłyśmy po drinku, kiedy przy Weronice usiadł jakiś koleś, a przy nim jego kumpel. Nie za dobrze widziałam ich twarze w tym świetle, ale mimo to skądś ich kojarzyłam. Coś tam zaczął mówić do mojej przyjaciółki, chyba prosił ją do tańca. Zgodziła się i poszli razem na parkiet, a ja zostałam sam na sam z jego przyjacielem. Po chwili pochylił się nade mną i spytał się czy może nie chciałabym z nim zatańczyć. W tym momencie dokładniej przyjrzałam się jego twarzy i aż oniemiałam. Harry Styles. Nie czekając ani chwili dłużej wstałam i pociągnęłam go za rękę w stronę parkietu. Szczerze mówiąc całkiem dobrze tańczył, przez co coraz bardziej było mi wstyd, bo ja tańczyć nie umiałam. Ale mimo wszystko naprawdę dobrze się bawiłam. W pewnym momencie pociągnął mnie w stronę stolików, przy których siedziało, rozmawiając i odpoczywając, kilka osób. Zajęliśmy wolne miejsca.
- Jestem Harry. – powiedział miło się uśmiechając.
- Tak, wiem. – odwzajemniłam mu się tym samym.
- Znasz mnie? – był najwyraźniej trochę zaskoczony.
- Tak, znam One Direction.
- I jesteś fanką?
- Można tak powiedzieć.
Przez chwilę żadne z nas nic nie mówiło. Harry patrzył się teraz na tańczących niedaleko nas ludzi. Miałam wrażenie, że, w pewnym sensie, posmutniał przez to co powiedziałam.
- A mogłabym się ciebie o coś spytać?
- Pewnie chciałabyś wiedzieć, czy te plotki o mnie i Caroline to prawda. – powiedział, nawet na mnie nie patrząc. W jego głosie wyraźnie było słychać rozdrażnienie.
- Nie. - mimo, że to było pytanie, które gnębiło mnie od dłuższego czasu, to nie chciałam się o to zapytać.
- Na pewno chciałaś, każdy chce. Nie, to kłamstwo. To nawet byłoby niemożliwe. Wychodziłem z imprezy, bo bolała mnie głowa, ona w tym momencie przyjechała i poprosiła, żebyśmy zrobili sobie zdjęcie.  Później od razu pojechałem do domu. Ale ludzie i tak myślą, że mam romans z o piętnaście lat starszą kobietą. Ty też tak sądziłaś, prawda? – w tym momencie był już zły. – Przepraszam, ale muszę już iść. – wstał, a za chwilę zniknął w tłumie ludzi.
Byłam w szoku. Po prostu nie mogłam uwierzyć, że się tak zachował. W jego głosie słychać było taką złość, taką .. wrogość. Ja przecież nawet nie chciałam poruszać tego tematu, tylko normalnie porozmawiać. Sam fakt, że go dziś spotkałam, że spędziłam z nim trochę czasu, było dla mnie i tak czymś niezwykłym, ale gdybym wiedziała jak ten wieczór się skończy, nawet bym tu nie przyjeżdżała. Czułam, że w oczach pojawiły się łzy, które szybko otarłam. Chciałam z stąd jak najszybciej wyjść. Poszłam szukać Weroniki, ale jej nigdzie nie było. Przeszukałam ten klub z dłuż i w szerz, ale nie mogłam jej znaleźć. Pewnie już wyszła. Pokierowałam się w stronę wyjścia, a będąc na zewnątrz uderzyła mnie fala świeżego powietrza i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak tam było gorąco. Do domu poszłam pieszo, mimo, że nie było mi to na rękę, ale chciałam sobie przemyśleć cały ten dzień.
* z perspektywy Weroniki *
Już po tym jak się do nas dosiadł, poznałam kto to jest. Louis Tomlinson, który na dodatek chciał ze mną zatańczyć. Trochę głupio było mi zostawiać Lenę samą, ale wiedziałam, że na pewno sobie poradzi i nie będzie miała mi tego za złe, jak jej wszystko opowiem po powrocie do domu.
Naprawdę świetnie się z nim bawiłam. Po jakimś czasie spytał się czy może chciałabym się gdzieś przejść. Zgodziłam się i wyszliśmy tylnym wyjściem.
- To gdzie najpierw idziemy?
- Może przejdziemy się kilkoma uliczkami, a ja w między czasie się czegoś o tobie dowiem? – przytaknęłam.
Lou zadawał mi różne pytania. Niektóre wymagały większego zastanowienia, np. Jak sądzisz, co by było, gdyby króliki nauczyłyby się używać broni laserowej? Rozmawiając z nim, mój humor jeszcze bardziej się poprawił, o ile było to w ogóle możliwe. On za to stwierdził, że bardzo mu się podoba mój akcent. Po godzinnym spacerze, zabrał mnie na plac, na którym było widać Big Bena w całej okazałości. Nocą wyglądał jeszcze lepiej niż za dnia.
- A teraz zabiorę cię w moje ulubione miejsce.
Weszliśmy na ścieżkę prowadzącą do parku, ale to jednak nie tam szliśmy. Po kilku minutach byliśmy przy drewniane ławce, stojącej z daleka od wszystkiego i wszystkich. Usiedliśmy na niej i dopiero teraz zobaczyłam, dlaczego Louis tak bardzo lubił te miejsce. Stąd był naprawdę piękny widok na całe miasto. Nie mogłam się na niego napatrzeć.
W pewnej chwili przysunął się do mnie i nieśmiało złapał mnie za rękę. Czułam, że się rumienię i położyłam mu głowę na ramieniu. Przez chwilę nie mówiliśmy nic, tylko siedzieliśmy w ciszy.
Nawet nie wiedziałam, która jest godzina. Zgadywałam, że już dość późno, bo zaczęłam się robić senna. Najchętniej zasnęłabym z głową na jego ramieniu, ale jakoś się bałam, że jeśli zamknę oczy to wszystko okaże jednym wielkim snem. W sumie nie umiałam sobie tego inaczej wytłumaczyć. Cała ta sytuacja była dla mnie jakaś dziwna, jakaś taka nierealna. Przecież jeszcze kilka dni temu czytałam o nich w gazetach, a teraz jestem sam na sam z jednym z nich. Może nawet nie fakt, że spotkaliśmy się w tym klubie był dla mnie dziwny, ale ten, że Louis wybrał się ze mną na ten cały spacer. Przecież tam było tyle osób.
Tomlinson zauważył, że już powoli odlatuję, więc stwierdził, że już powinniśmy wracać. Niechętnie wstałam i poszłam za nim na parking, na którym zaparkował samochód. Poprosiłam, żeby zatrzymał się niedaleko naszego domu, po czym wyszłam. On stwierdził, że to była naprawdę fajna noc, po czym się do mnie uśmiechnął. Za chwilę wjechał w ciemność i straciłam go z oczu.



no i jest drugi rozdział :)
a poza tym mamy już udział wszystkich głównych bohaterów.
wiem, że pomysł ze spotkaniem w klubie nie jest za oryginalny, 
ale w końcu jakoś się spotkać musieli, a ta wersja jest o wiele lepsza
niż ta, którą chciałam dodać wcześniej.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Rozdział pierwszy

- Goodnight everyone. – powiedzieli, a potem zeszli ze sceny.
* * *
Lubiłam oglądać filmiki z ich występów. Wtedy byli jednością, której nikt nie rozdzieli, a śpiewali tak, jakby nic więcej się nie liczyło. Podczas jednej piosenki otwierali się całkowicie i można było zobaczyć ich, prawdziwych. Nie żadne sztuczne laleczki, całkowicie zależne od ludzi od marketingu, którzy robią wszystko, żeby tylko dani im zwykli ludzie stali się cudownymi nadludźmi bez żadnej, choćby najmniejszej, skazy. Nie, oni byli inni i mimo, że już ponad rok są kimś, kogo rozpoznaje się na ulicy, wydają się być tacy sami, jak przed pójściem na casting do jednego z najpopularniejszych brytyjskich programów. Właśnie za to ich lubiłam.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie, już chyba 10 dzisiaj, sms od Weroniki: Masz może jakąś walizkę na zbyciu? Nie miałam już żadnych, bo wszystkie, które były w domu, były już po brzegi w moich ubraniach. Resztę rzeczy, które znajdowały się w moim pokoju, spakowałam w kartony, po które za kilka godzin miała przyjechać ciężarówka. Siedziałam na fotelu z laptopem na kolanach i czułam się nie swojo, patrząc na puste ściany. Było tu tylko łóżko, biurko, szafa i kilka pustych szafek. Szczerze mówiąc, nie miałam ochoty wyjeżdżać. Wolałabym zostać tu jak najdłużej. Nie, nie mam. A właściwie, ile ty już walizek spakowałaś? Pamiętaj, że mamy wziąć rzeczy na kilka dni, żebyśmy miały w co się przebrać, zanim przywiozą nam resztę. – odpisałam jej i wróciłam do oglądania filmików. Zawsze chciałam pójść na ich koncert, ale mieszkając w Polsce, wiedziałam, że szanse są raczej marne. W sumie nawet nie wiedziałam gdzie oni teraz są. Od kilku dni nie przeglądałam ich fanpage, nie czytałam nawet gazet,  w których była jakaś wzmianka o nich, a to wszystko przez to, że wszędzie było: Harry Styles podobno ma gorący romans z dużo starszą od siebie Caroline Flak! Znów otrzeźwił mnie kolejny sms od Weroniki: Pamiętam, ale mimo to i tak mam już cztery walizki. A właściwie co ty robisz? Idź już spać! Przecież rano mamy samolot! Mimo, że była ode mnie tylko o cztery miesiące starsza, czasami zachowywała się jak moja mama. Ale w tym wypadku miała rację, było już 5 po 12, a o 6.30 musiałyśmy być na lotnisku. Wyłączyłam laptopa i położyłam się do łóżka. Miałam problem z zaśnięciem, ale około 1 w nocy wreszcie odpłynęłam.

- Obudź się, no obudź się. – usłyszałam przez sen. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam stojącą nade mną Weronikę. – No wreszcie! Szybko, zbieraj się. Za 30 minut mamy samolot! – prawie krzyknęła i rzuciła mi na głowę ubrania, które wczoraj przygotowałam. – No na co czekasz? Wstawaj!
Z trudem wywlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Nawet nie umyłam zębów, bo Wera ciągle mnie poganiała. Taksówka, którą zamówiła dla nas moja mama, czekała już przed domem. Podałam swoje bagaże przyjaciółce, a ona poszła włożyć je do bagażnika, dając mnie i mamie się pożegnać. Moja rodzicielka zaczęła płakać i nie chciała wypuścić mnie z objęć. Mi też chciało się płakać. Stałyśmy przytulone do siebie jakiś czas, ale kierowca zatrąbił klaksonem i musiałam już iść. Będą w środku, pomachałam jej. Skręciliśmy w następną ulicę i straciłam ją z oczu.
Po 10 minutach byłyśmy już na miejscu. Przy wejściu do samolotu, niska pani skasowała nam bilety. Usiadłyśmy na swoich miejscach, Weronika od razu założyłam na uszy słuchawki i położyła głowę na oparcie fotela, żeby ponownie zasnąć. Bądź co bądź, była 6 rano. Przez kilka dobrych minut patrzyłam się przez okno na różnego kształtu chmury, aż i ja zasnęłam.



wiem, że praktycznie nic się nie dzieje i z góry przepraszam za to
ale w końcu to pierwszy rozdział, nie? :)
obiecuję, że w następnym będzie już udział chłopców.